Wyobraź sobie grupę rowerzystów, zarówno niesłyszących, jak i słyszących, którzy spotykają się na przystanku autobusowym Turkusowa w upalny dzień. Rozpoczynają swoją wyprawę przez miasto, omijając uliczki i podążając asfaltowymi ścieżkami rowerowymi. Nagle, muszą zmienić trasę z powodu Maratonu MTB – brzmi jak scena z filmu akcji, prawda?
Dalej, w Żelewie, zatrzymują się na piknik nad jeziorem, gdzie można się kąpać i cieszyć prowiantem. Następnie, wyruszają przez pola i leśne drogi do Morzyczyna, gdzie robią długą przerwę na obiad i kąpiel. Wydaje się, że to idealny dzień na łonie natury!
Podróż kontynuowali przez Motaniec, Niedźwiedź i Zdunowo, aż dotarli do baru Kokos przy kąpielisku Dąbie, gdzie zajadają się pysznymi goframi. A potem, jak w każdej dobrej przygodzie, przychodzi czas na rozstanie – niektórzy wracają na przystanek Turkusowa, inni jadą do domów.
Ale co to za wycieczka bez niespodzianek? Gumy do napompowania, blokady, opalenizna, awarie siodełek, prysznice z butelki i wygłupy – to wszystko dodaje smaku przygodzie. Brzmi jak scenariusz do komedii drogi, gdzie każdy moment jest niezapomniany i pełen śmiechu! W sumie jechaliśmy z Turkusowej do Turkusowej – 60 km.